poniedziałek, 28 lipca 2014

029) I co, znów nie dasz rady?

Przeszłaś trzydniową głodówkę? To teraz czas na trzy dni wpierdalania wszystkiego, co Ci tylko pod ręce podejdzie.
Tak podsumowuję ostatnie dni.

Ale cóż, zaczynam drugie podejście do głodówki.
Od rana piję tylko colę zero i nie czuję się głodna.
Zamierzam tak głodować ile wlezie, aż wreszcie mi to wyjdzie.

Plan jest taki: trzy dni głodówki -> dzień na jogurcie naturalnym -> kolejne trzy dni głodówki -> dzień na jogurcie naturalnym i tak dalej. Będę to tak ciągnąć, żeby nie mieć później kolejnego napadu.

Zastanawiam się nad usunięciem wszystkich postów i rozpoczęciem od nowa.

No cóż, zaniedbałam Was, przyznaję, ale postaram się skomentować Wasze posty.
Trzymajcie się chudo :*

czwartek, 24 lipca 2014

028) Trzeci dzień głodówki

Czuję się już o wiele lepiej, niż wczoraj. Zawroty głowy nie są tak silne i potrafię normalnie chodzić, nie zataczając się jak pod wpływem alkoholu.

Wczoraj rozmawiałam z dziewczyną, z którą chodziłam do klasy. Rozmawiałyśmy o nowej szkole, o jej córce (zaszła w ciążę mając 15 lat, urodziła mając 16, aktualnie ma 17 lat) i innych błahostkach. I wiecie co od niej usłyszałam, jak zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu? "Wika, jak Ty schudłaś". Zaniemówiłam. Czy ona nie widzi moich tłustych ud? Okropnych łydek? Miałam na sobie legginsy, czy ona nie widziała, jak paskudnie w nich wyglądałam? Przemilczałam jej komplement i zmieniłam temat, przez resztę rozmowy myślałam o tym, co powiedziała. Ostatnio widziałyśmy się na zakończeniu roku szkolnego, przez jakiś moment dosłownie. Więc czy to możliwe, że od tamtego czasu schudłam?

Muszę przyznać, że jestem uzależniona od czytania Waszych blogów. Gdy czytam co zjadłyście, czego nie, jakie ćwiczenia zrobiłyście, a jakich nie, to zapominam o tym, że jestem głodna. Potrafię leżeć cały dzień w łóżku i czytać na telefonie o Waszych zmaganiach. Wszystkie mnie okropnie motywujecie! ♥

Nie wiem, czy dzisiejsza głodówka wyjdzie, bo nigdzie nie wychodzę, mama również nigdzie nie wychodzi i zanosi się na to, że będziemy jeść wspólnie. Mam ogromną nadzieję, że jednak nie, bo nie po to odmawiałam wczoraj wielu ciastek, cukierków, loda i pysznej bułki u mojej prababci, żeby dzisiaj napchać się ziemniakami i jakąś surówką (bo mięsa oczywiście wciąż nie jem).

Szesnastego sierpnia mam jechać z kuzynką na tydzień do Międzyzdrojów. Nie mam ochoty tam jechać. Muszę zrobić teraz ogromne zakupy na ten wyjazd, a mama wciąż mówi, że nic nie potrzebuję więcej (a nowy telefon, legginsy, spodenki, strój kąpielowy, jakieś wygodne buty, ogólnie walizka, to co?). Można powiedzieć, że modlę się o pobyt w szpitalu, by z nią nie jechać. Od początku czerwca ani razu nie wyszłam z domu w krótkich spodenkach, cały czas chodzę w legginsach. Do tego ubieram koszulki z krótkim rękawem i bluzy. I w czterdziestostopniowy upał wychodzę tak z domu. Nie chcę się opalić, nie chcę się nikomu pokazywać w stroju kąpielowym, nie chcę nie chcę nie chcę.

Postanowiłam sobie niedługo zrobić znów Alice's diet. Strasznie mi się spodobała i sądzę, że byłaby dobra do wychodzenia z głodówki.

Wczoraj wieczorem (około 22) zaczęłam być okropnie głodna. W chlebaku były pyszne, świeże bułki. Co rusz chwytałam jedną do rąk i wąchałam. Napawałam się jej zapachem. Mało brakowało, a dostałabym naprawdę niezłego napadu. Chcąc zagłuszyć myśli o jedzeniu zaczęłam sprzątać. Pozamiatałam wszystkie pomieszczenia, poukładałam buty w przedpokoju, zrobiłam siostrze (tej grubej, która idzie do pierwszej gimnazjum) i bratu kolację (czytaj: bułkę z sosem tatarskim, który uwielbiam), pozmywałam naczynia, pochowałam suche, przygotowałam śmieci do wyrzucenia, ogarnęłam pokój, aż nie zostało mi nic do zrobienia. Mycie podłóg zostawiłam na dziś. Powiedziałam mamie co posprzątałam, a ona spojrzała na mnie, jak na wariatkę. Nigdy wcześniej nie sprzątałam ot tak i było to dla niej niemałe zaskoczenie.

To chyba wszystko, co chciałam napisać.
Mam nadzieję, że żadna z Was dziś nie zawali.
Trzymajcie się chudziutko ♥



ach, i niedługo zamierzam wstawić tu zdjęcie mojej okropnej sylwetki.

środa, 23 lipca 2014

027) Daj sobie szansę

I stało się - wracam.
Od ostatniego posta nie było dnia, w którym trzymałam się swoich postanowień. Aż do wczoraj.
Od wczoraj mam głodówkę. Porządną głodówkę.
Leżę teraz w łóżku i cała się trzęsę. Wstałam o równej szóstej i wypiłam zieloną herbatę. Za każdym podnoszeniem się z łóżka mam zawroty głowy i ciemno mi przed oczami. Ale warto cierpieć.

Muszę się Wam przyznać do kilku rzeczy:
1)Już było idealnie. Miałam świetną przerwę między udami, nie miałam boczków i tylko musiałam popracować nad brzuchem. I co? Zaczęłam wpierdalać jak pojebana, bo 'skoro tyle osiągnęłam, to mogę sobie teraz to wynagrodzić'.
2) Oczekuję opieprzu. Za to, że nie dałam rady. Możecie zwyzywać mnie od najgorszych.
3) Dowiedziałam się, że mama czytała mój pamiętnik. Sama mi się przyznała podczas ostatniej kłótni. Wykrzyknęła mi w twarz 'nigdy nie schudniesz! masz grube kości po mnie i już zawsze będziesz tłustą świnią!'. Błagam, powiedzcie, że nie istnieją grube i chude kości, błagam.
4) Ostatnio jestem strasznie załamana. Ale o powodach napiszę, jak będę na komputerze, bo moj telefon nie jest najlepszy do długich wypowiedzi.
5) Moim celem jest 45kg. Usłyszałam od internetowej znajomej, że na zdjęciach (które robię od pasa w górę, bo wstyd z takimi nogami, jak moje, zdjęcia robić) wyglądam na osobę ważącą 45kg. Nie powiedziałam jej ile ważę, tylko, że ogromnie się myli. Teraz zamierzam się z nią spotkać i chcę naprawdę mieć na tym spotkaniu taką wagę.

6) Próbowałam wymiotować. Nie udało się, jestem na to zbyt słaba.

To chyba wszystko. Żegnam Was już, bo nie czuję się najlepiej.


Ach, 7) Wciąż nie dostałam okresu. Czy to źle? (ostatnio miałam go gdzieś w styczniu, a odchudzać zaczęłam się w marcu, więc to nie przez moje niejedzenie).


A jak Wy sobie radzicie? Rozpiszcie się, dawno nie czytałam Waszych blogów i szybko tego nie nadrobię.



jejku, jak ja bym chciała wyglądać tak, jak Michelle :c

poniedziałek, 16 czerwca 2014

026) Chudnę?

Przyszłam tu tylko po to, żeby się pochwalić.
Ważyłam się dziś i waga pokazała równe 58kg!
To cud, serio. Kilka miesięcy temu ważyłam 64kg, miesiąc temu było pewnie jeszcze więcej. A teraz równe 58kg, jak w drugiej klasie gimnazjum.
Tylko, że ważyłam się po efekcie jo-jo, który niestety mnie dopadł. I jak tak myślę, że teraz, gdy zgrubnęłam ważę jedynie 58kg, to zastanawiam się, ile ważyłam przed nim. 57kg? 56kg? A może nawet 55kg?

Czy mogę być z siebie dumna?

A teraz tylko 7-dniowa dieta cud i oby do wakacji.

A jak Wam idzie? Dajecie sobie radę?
Trzymajcie się chudziutko. <3

niedziela, 25 maja 2014

025) Wracam, by zniknąć + 28 dzień Giovanni's 30.

Jestem totalnie niezadowolona z Giovanni's 30. Efekty, jakie osiągnęłam, nie zadowalają mnie.

Przeszłam na wegetarianizm. W większości dlatego, że robiłam na etykę projekt o GMO i musiałam obejrzeć filmiki, na których jest pokazane, co się dzieje ze zwierzętami. To okropne. Nie polecam patrzenia na to nikomu, kto jeszcze kiedykolwiek chce mieć w ustach jedzenie.

Postanowiłam, że kolejnego posta napiszę dopiero, jak znacznie schudnę, co planuję osiągnąć do 9 czerwca.
Możecie w tym czasie kontaktować się ze mną przez gadu-gadu: 50362672 lub emaila: shannonxproana@gmail.com.

Bilansu nie ma, bo głodówka.
Ćwiczenia te same, które mam na dole bloga + te, na thigh gap.

Więc żegnam, do zobaczenia w chudszym świecie.
Trzymajcie się chudziutko! <3


niedziela, 11 maja 2014

024) Dzień jabłkowy + 12, 13 i 14 dzień Giovanni's 30

Wczoraj zawaliłam po całości. Byłam na Paradzie Schumana w Warszawie. Wyjechaliśmy o 5:30, a wróciliśmy po 23. Było świetnie. Podchodziłam do Azjatów i jednego czarnoskórego mężczyzny i prosiłam o zdjęcie. Po angielsku, oczywiście. Wszystkie te osoby były zaskoczone, że ktoś chce mieć z nimi zdjęcie. Dwaj Azjaci zrobili je sobie ze mną nawet swoim telefonem. To było prześwietne, w końcu przydała się nauka angielskiego. Do tego atmosfera była prześwietna, trochę porozmawiałam z kilkoma Azjatami i nawet z jedną Azjatką! ;w;

W czerwcu jedziemy klasą na dwudniową wycieczkę i już nie mogę się doczekać. Na początku sceptycznie podchodziłam do wyjazdu do naszej stolicy, ale teraz wiem, że jednak warto. Nie dla zwiedzania, tylko dla ludzi. Tam ludzie lepiej podchodzą do niektórych spraw.
Na przykład ta sprawa ze zdjęciami: w Katowicach za poproszenie Azjaty o zdjęcie z nim, zaczął coś pieprzyć po chińsku. A w Warszawie wszyscy byli uśmiechnięci i zdziwieni moją prośbą. To cudowne.

Ale przejdźmy do sedna sprawy: zawaliłam. Nie chcę pisać, co zjadłam. Jest okropnie wstyd, możecie mnie własnoręcznie udusić. Nawet ćwiczeń nie zrobiłam.

A dzisiaj pierwszy dzień jabłkowy. Zjadłam ich już jakieś siedem i czuję dziwny ból w żołądku. Piję właśnie wodę, a Senes już mi się zaparza. Właśnie, muszę niedługo iść po kolejny, bo zostało mi jakieś dziesięć saszetek.

Dzisiejszego bilansu nie ma, bo to w końcu same jabłka.

Dzisiejsze ćwiczenia:
- 60 skrętoskłonów
- 30 sekund "ściany płaczu"
- 60 brzuszków

Jeśli jednak zrobię te przysiady, to dopiszę je później.
A Wy byłyście na Paradzie Schumana? Mam aktualnie rudawo-czerwone włosy, może mnie ktoś widział? x3

Trzymajcie się chudziutko. <3


czwartek, 8 maja 2014

023) Zakwasy + 11 dzień Giovanni's 30

Po dwóch dniach thigh gap & slim waist mam cholerne zakwasy w tylnych partiach nóg. Zwłaszcza w udach.
Ratunku, nie wytrzymam. Nie daję rady się ruszać. Tak samo miałam po killerze Ewy Chodakowskiej.

Dzisiejszy bilans:
- 300ml zupy szpinakowej - 99kcal
Podsumowując: 99/150kcal

Ćwiczenia:
- 1h jazdy rowerem


Nie cieszy mnie bilans.

Od jutra będę robić 30 dni skrętoskłonów, 30 dni brzuszków, 30 dni "ściany płaczu" i 30 dni przysiadów. Jeśli będę miała sił, to jeszcze dołożę coś od Mel B.

Coś tak mi smutno i sennie. Zaraz wypiję Senes, a jutro zapieprzam po jakiś suplement diety. Zastanawiam się nad Apple cośtam lub Asystor Slim rano + wieczór. 

No nic, trzymajcie się chudziutko. <3


J. ~ Owszem, słucham kpopu już szósty rok ;w;




środa, 7 maja 2014

022) Głodujmy wspólnie, a co! + 10 dzień Giovanni's 30

Jestem w przekomicznym humorze. A wiecie dlaczego? Bo ZAWALIŁAM. Znów zawaliłam. Jak tylko wstałam przeszukałam całą kuchnię i zjadłam drożdżówkę z serem, dżemem i makiem. Mówię Wam, po prostu poszłam tam i zjadłam ją, jakbym całkiem zapomniała o diecie. Jeszcze lepsze jest to, że nie czuję wyrzutów sumienia. Mój żołądek uważa, że mu się to po prostu należało.
Więc do końca dnia sama woda mineralna, nie ma zmiłuj! Muszę wreszcie schudnąć.

Bilans:
- ta cholerna drożdżówka - 330kcal (!)
Podsumowując: 330/0
Dzień niezaliczony.

Dzisiejsze ćwiczenia:
- thigh gap & slim waist
- 20 pajacyków
- 20 przysiadów
- 100 brzuszków

No, prawdopodobnie jeszcze zrobię Mel B na nogi, czy tam pośladki, ale to stoi pod znakiem zapytania.


Wiki, kochana kruszynko, nie pójdę do ginekologa. Cholernie się tego lekarza boję i nie planuję się do niego w ogóle wybierać. W końcu, nie będę w ciąży, nie chcę mieć dzieci, więc po cholerę jakiś koleś (ew. babka) ma mi wkładać palce? Przynajmniej taka jest moja opinia na ten temat. Nie tęsknię za miesiączką, bo jak była, to strasznie bolesna. A wiadomo, że głupia ja woli spokój od bólu. No i to by było wszystko, co chciałam na ten temat napisać. <3

Właśnie, miałam opisać wczorajszą sytuację.
Do mojej mamy przyszła koleżanka. Jest dwa razy od niej chudsza i nieco niższa. Ma trójkę dzieci, świetną figurę, i wiecie co? Zaczęła się nad nią użalać. Mówiła, że nie chce być taka chuda i nie podoba jej się swoja sylwetka. Myślałam, że mnie szlag trafi. Baba ma o wiele szczuplejsze nogi ode mnie, jest drobna, no sylwetkowe marzenie normalnie, a ona pierdoli, że jej się to nie podoba. Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że jak tak bardzo na siebie narzeka, to niech od razu pójdzie do McDonalda i niech wpierdoli osiem big maków, czy chuj-wie-czego, wtedy dostanie i swojego upragnionego tłuszczu i rozstępów.
Jezu, no nic, tylko ją własnoręcznie zamordować.

Ach, i odpuściłam sobie dzisiaj szkołę.

Trzymajcie się chudziutko. Mam nadzieję, że nie popełniłyście mojego błędu i nie zawaliłyście dzisiaj. <3


wtorek, 6 maja 2014

021) Głupia idiotka + 6, 7, 8 i 9 dzień Giovanni's 30

Dzisiejszy bilans:
- 200g potrawki z kurczaka z ryżem - 252kcal
Podsumowując: 252/500kcal

Dzień zaliczony.

Dzisiejsze ćwiczenia:
- killer Ewy Chodakowskiej
- ćwiczenia na thigh gap & slim waist

I to by było na tyle. Moje mięśnie nóg są wykończone.
Jutro głodówka. Zapowiada się świetnie. Postanowiłam się głodzić do czasu, aż wcisnę się w spodenki, które nosiłam dwa lata temu w wakacje.

Senes coś przestał działać. Piję wieczorem, a następnego dnia nic. Ani razu do toalety nie poszłam.
Ach, a miesiączki wciąż nie dostałam. Jakoś od listopada, czy tam października jej nie miałam. Czy powinnam się martwić? Bez niej jest mi lepiej...


Wciąż nie mam zbytnio czasu na przeczytanie Waszych postów. Wybaczcie.

Trzymajcie się chudziutko. <3


edit. jednak znalazłam czas i skomentowałam najnowsze notki na blogach, które obserwuję.

piątek, 2 maja 2014

020) Koszmar + 2, 3, 4 i 5 dzień Giovanni's 30.

Dzisiejszy bilans:
- 4 litry wody mineralnej gazowanej - 0kcal
Podsumowując: 0/100kcal

Dzisiejsze ćwiczenia:
- killer Ewy Chodakowskiej
- te ćwiczenia na thigh gap & slim waist

Czyli dziś głodówka. Oby się tylko udała.

Właśnie skończyłam ćwiczenia na thigh gap & slim waist. Jestem wyczerpana i spocona. Na szczęście już nalewa mi się woda do wanny, więc się odświeżę.

Kupiłam w Rossmanie chińską czerwoną herbatę (Pu-Erh czy jakoś tak bodajże) i stwierdziłam, że nie mogę jej pić. Po wypiciu jednej szklanki zrobiło mi się niedobrze od jej zapachu i zwymiotowałam. Cóż, chyba Senes jest moim jedynym wyjściem.

Rodzice pojechali z rodzeństwem do zoo. Ja powiedziałam, że nie chcę jechać. Mama dzwoni co jakiś czas i pyta, czy coś jadłam. Powiedziałam jej, że zjadłam śniadanie i odgrzałam sobie wczorajszy obiad, a do tego wyjadłam jej całą paczkę jej ulubionych wafelków. Nabrała się na to. Śniadania oczywiście nie robiłam, obiadem poczęstowałam pieska, a wafelki dałam córeczce sąsiadki.

Co sądzicie o Michelle Alessandrze? Jak dla mnie jest piękna. Strasznie mnie motywuje.




poniedziałek, 28 kwietnia 2014

019) Wciąż żyję! + koniec Alice's Diet + 1 dzień Giovanni's 30.

Przyznam szczerze, że od 13 dnia Alice's Diet totalnie zaczęło mi się wszystko sypać. Nie zaliczam tych dni. Były to głodówki, napady, dni ciężkich ćwiczeń... Całkowicie mi się to pomieszało. A efektów nie ma. Dobrze jedynie, że nie przekraczałam 1000 kalorii.

Ale piszę tu z innego powodu. Mianowicie przeczytałam wczoraj najnowszy numer magazynu "Skarb" i totalnie się wściekłam! Niżej przepiszę Wam wstępną "notkę" od naczelnej redaktorki - Agaty Młynarskiej.

"Nie wierzę – powiedziała moja koleżanka, podając mi kolorowe pismo otwarte na artykule o odchudzaniu. Wróć, właściwie o nieodchudzaniu. Tekst opisywał trzy kobiety o naprawdę konkretnych kształtach.

Ze zdjęć uśmiechały się piękne, ewidentnie zadowolone z siebie babki, a sens ich wypowiedzi był taki, że można mieć rozmiar XXL i być szczęśliwą. Kłamią – orzekła koleżanka, która odchudza się, od kiedy ją znam, czyli mniej więcej od czasów maturalnych. Spotykam się z nią raz, dwa razy w roku i za każdym razem mam wrażenie, że jej kwaśna mina mogłaby doprawić każdą tequilę albo pokaźny talerz krewetek.

Moja koleżanka jest z życia raczej niezadowolona. Dużo marudzi, rzadko się śmieje. Irytuje ją, że inni, np. ja, mogą jeść na obiad pierogi, a ona wręcz przeciwnie. Co najwyżej liść salaty i dwa kapary. Albo plasterek wędzonego łososia, broń Boże nie z ryżem. Ryż to śmierć. Bagietka, kurczak, naleśnik – śmierć. Cola, martini, wafelek – zagłada. Jak możesz to wytrzymać? – pytam ją czasami. A ona wtedy wstaje, wciąga brzuch jeszcze bardziej i demonstruje, jak spódnica w rozmiarze 34 obraca się wokół jej talii niczym hula-hoop. To jest komunikat: Cierpię, ale warto! Naprawdę warto? Mam wątpliwości. Dziewczyny z artykułu o szczęśliwym życiu w większym rozmiarze kłamią? Ja im wierzę.

Mam znajome, które się nie odchudzają, i takie, które latami są na diecie. Tęgie i szczupłe. Puszyste, które mają wspaniałych facetów i cudowne rodziny, oraz chudzielce z pogruchotanym życiem osobistym. Nie ma reguły. Talia osy i waga piórkowa nie gwarantują ani szczęścia w miłości, ani spektakularnej kariery. Choć oczywiście ładny wygląd jest w cenie i robi dobrze naszemu ego. Sama o niego dbam i zachęcam innych. Ale zachęcam także do regularnych badań, pozytywnego myślenia o sobie i szukania swoich mocnych stron.

A dieta? Moim zdaniem to słowo powinno zostać uroczyście zakazane przez profesorów Miodka i Bralczyka. Zastąpmy je określeniami „sposób odżywiania”, „styl odżywiania” – jak tam sobie chcecie. Bo przecież na diecie powinniśmy być nie okazjonalnie, ale stale. Po prostu jeść tak, żeby dobrze wyglądać i czuć się jak miss świata.

Skoki na kasę, czyli drakońskie terapie odchudzające w trzy tygodnie, to zamach na organizm i zdrowy rozsądek. Nie stosujmy więc diet, tylko jedzmy, jak trzeba. Jak? To mogą nam podpowiedzieć dobra dietetyczka, profesjonalny trener, albo… własna intuicja. Ciało wie, co lubi. Także na talerzu. I powie nam to wyraźnie: ryba tak, schabowy nie. Tylko się w to wsłuchajmy.

O różnych aspektach życia na diecie piszemy w tym numerze. Poczytajcie i zróbcie sobie ucztę na tarasie, w ogrodzie lub po prostu przy szeroko otwartym oknie. Wpuśćmy świeże myślenie. A jeśli po lekturze Skarbu nabierzecie apetytu na fajne zmiany, świetnie. Wręcz pysznie!"


Słowa "smaż się w piekle, kurwo. nic nie wiesz, a się wypowiadasz!" były moją pierwszą reakcją na tę notatkę. Skąd ta pieprzona Młynarska, której "Świat się kręci" uwielbiam, śmie twierdzić, że grube osoby mogą być szczęśliwe? JAK, DO CHOLERY?! Przecież to się w głowie nie mieści...
Na kolejnych stronach są teksty o zdrowym odchudzaniu, ćwiczeniach i tak dalej. Nie satysfakcjonuje mnie to jednak, bo są opisywane o wiele starsze ode mnie osoby (od 25 do 50 lat).

Jednak dzięki przeczytaniu tego czasopisma dowiedziałam się o herbacie wspomagającej spalanie tłuszczu - SLIMFIGURA, która kosztuje zaledwie 5,59zł w Rossmanie. Zamierzam się tam wybrać i kupić ją i chińską czerwoną herbatę.

Dawno mnie tu nie było. Postaram się skomentować Wasze poczynania w jak najszybszym czasie. Tymczasem przedstawiam Wam moją kolejną dietę, a mianowicie Giovanni's 30.
  
Mam nadzieję, że tym razem dam radę i nie zawalę.

Dzisiejszy bilans:
- 2 kromki pełnoziarnistego chleba z masłem - 120kcal + 27kcal = 147kcal
Podsumowując: 147/500kcal

Dzisiejsze ćwiczenia:
- 1h na rowerze
- 150 brzuszków
- 20 przysiadów
- 50 pajacyków

Ech, w ogóle, słyszałam, że były przecieki na egzaminie gimnazjalnym i będzie powtórka. Wiecie może, czy to prawda?
Pochwalę się moimi wynikami: min. 60% z wosu i historii, min. 60% z przyrodniczych, ok. 90% z humanistycznego (o ile rozprawka poszła dobrze), 94% z matmy (nie licząc zadań otwartych, bo nie mam pojęcia jak je punktować), 95% z podstawy z angielskiego. Nie wiem jeszcze tylko jak jest z rozszerzeniem z angielskiego. Ale jestem w miarę zadowolona z tych wyników.


A co u Was, kruszynki? Jak sobie radzicie?
Trzymajcie się chudziutko. <3




czwartek, 17 kwietnia 2014

018) Marchew i jabłko + 12 dzień Alice's Diet.

Od rana nie jem nic innego niż potarta marchew wymieszana z potartym jabłkiem. Zjadłam już trzy takie porcje. Trochę się martwię, bo pochłaniam same węglowodany, co nie jest dla mnie najbardziej odpowiednie.
Kalorii z tego nie liczę. Zacznę, gdy przejdę na dietę o większej ilości kalorii.

Bilans:
- kawa rozpuszczalna 3w1 NY Coffe - 72kcal
Podsumowując: 72/150kcal

Jutro limit wynosi 250, a pojutrze 350. Ciekawe, czy w ogóle wykroczę poza 100.

Ćwiczenia:
- 30 przysiadów
- 50 pajacyków
- 100 brzuszków
- po 30 wykopów na każdą nogę

Niby robię dużo, a wydaje mi się, że to i tak za mało.

Wczoraj naszła mnie okropna myśl. Mianowicie cały czas myślałam o tym, jak wynagrodzić sobie postęp w odchudzaniu. Mój mózg podpowiadał mi "zjedz czekoladę, zasłużyłaś na całą tabliczkę". Na szczęście się ogarnęłam.

A dziś mama kupiła mi prince polo. Otwarłam je i pokroiłam na małe kawałeczki. W czasie krojenia do kuchni weszła mama. Spytała się mnie, co robię. Powiedziałam, że zamierzam wrzucić te kawałki do jogurtu naturalnego. Odparła, że mam humory jak baba w ciąży (jakoś tak to powiedziała). Zdenerwowało mnie to. Poczęstowałam tym prince polo brata, a jogurt wstawiłam z powrotem do lodówki. Nikt nie będzie mnie porównywał z kobietą w ciąży.

A jak u Was?

Przepraszam, że nie komentuję bieżąco Waszych postów. Wchodzę na internet tylko na chwilę, żeby napisać posta.

Trzymajcie się chudziutko. <3


środa, 16 kwietnia 2014

017) Jest dobrze + 11 dzień Alice's Diet.

Posłuchałam Waszych rad i zaliczyłam wczorajszy dzień.

Dziś szybki post, bo mama co chwile sprawdza na jakie strony wchodzę.

Bilans:
- kawa rozpuszczalna 2w1 NY Coffe - ok. 69kcal
Podsumowując: 69/150kcal

Ćwiczenia:
- 30 przysiadów
- 50 pajacyków
- 20 min. na skakance
- po 30 wykopów na każdą nogę
- 100 brzuszków

Jestem coraz bardziej zadowolona z efektu diety. Moje nogi przestały się tak okropnie łączyć w udach, chodź do perfekcji wciąż im daleko.

Czy tylko ja mam bóle menstruacyjne po dziesięciu godzinach od wypicia Senesu?

Trzymajcie się chudziutko. <3

Valerie, taka perfekcyjna. ;w;

wtorek, 15 kwietnia 2014

016) Zaliczyć, czy nie zaliczyć? + 10 dzień Alice's Diet

Od dwóch tygodni nie byłam w szkole. Czuję się wspaniale. Dzisiaj tylko idę poprawić geografię i mam wolne do egzaminów gimnazjalnych.

Ale przejdźmy do tematu posta.
Dziś miała być tylko herbata i max. 150kcal. Niestety, prawdopodobnie zawaliłam. Nie mam pojęcia, czy oznaczyć ten dzień jako udany, czy jako zawalony. Zjadłam od rana wyłącznie serek wiejski. Nie wiedziałam, że ma tyle kalorii - w 180g aż 167,4!  I tu moje pytanie do Was - czy zaliczać ten dzień, mimo tego, że przekroczyłam 150 kalorii? Zjadłam tylko ten serek, nic więcej, więc to raczej mało, nie?
Jestem w kropce.

Bilans:
- serek wiejski (180g) - 167,4kcal
Podsumowując: 167,4/150kcal (!)

Ćwiczenia:
- 10 min. ćwiczeń Mel B na nogi
- 10 min. ćwiczeń Mel B na pośladki
- 30 przysiadów
- 100 brzuszków
- 50 pajacyków

Trzymajcie się chudziutko. <3



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

015) Dajcie mi środę + 9 i 10 dzień Alice's Diet.

Wczorajsza głodówka nie wypaliła. Zjadłam kilkanaście jabłek. Nie liczę już kalorii z owoców, więc dzień zaliczony.

Dziś głodówka. Będę planowała te głodówki dopóki mój brzuch nie będzie płaski, a uda szczupłe. Już zapominam jak to jest zjeść cały obiad. Chociaż cały czas myślę tylko o jedzeniu. Wczoraj o mało co nie poszłam do kfc. Mam cholerną ochotę na fast foody. Uratował mnie rower. Jeździłam ponad dwie godziny, aż przestałam myśleć o kebabach, hamburgerach, frytkach, coli, shake'ach i innych pustych kaloriach. Po powrocie do domu od razu zasnęłam, nie miałam siły na nic.

Postanowiłam w święta jeść nie więcej niż 1000 kalorii i nie więcej, niż potrzebuję. Wierzę, że mi się to uda.

Już w środę będę miała moją wymarzoną sukienkę. Nie mogę się doczekać.

Dziś nie poszłam do szkoły. Od czwartej do szóstej rano jeździłam na rowerze, później zrobiłam ćwiczenia Mel B i dwieście brzuszków.  Potem poszłam spać i wstałam po siódmej. Strasznie boli mnie gardło i prawe ucho. Mama mówi, że mogło mnie przewiać (bo co za debil jeździ w samej podkoszulce i cienkim sweterku w takie zimno). Ostatnio cały czas mnie coś łapie - jak nie katar, to kaszel, jak nie kaszel, to gorączka, jak nie gorączka, to ból dziąsła. Okropność.

Chcę być chuda, czy chcę być zdrowa? Chcę być idealna bez względu na moje zdrowie fizyczne. Psychicznie jestem wrakiem człowieka. A psychologowie utwierdzili mnie w przekonaniu, że do tego zawodu wybierają osoby, które same nie radzą sobie ze swoim życiem.

Snuję już plany, co będę robić po skończeniu osiemnastu lat. Rozmawiałam już z mamą na temat konta oszczędnościowego, żeby mieć jakieś pieniądze na start.

Zamierzam zapisać się na jakieś zajęcia z fitnesu.

Dzisiejsze ćwiczenia:
- 2h na rowerze
- 10 min. ćwiczeń Mel B na nogi
- 10 min. ćwiczeń Mel B na tyłek
- 200 brzuszków
- 20 przysiadów
- 50 pajacyków
- po 30 wykopów na każdą nogę

A jak Wy sobie radzicie?

Trzymajcie się chudo. <3


Edit.
Jednak zjadłam owsiankę.

Bilans:
- 250ml mleka 1,5% - 112kcal
- 1 łyżka płatków owsianych - 37kcal
Podsumowując: 149/150kcal
Ledwo się zmieściłam w limicie.

sobota, 12 kwietnia 2014

014) Kolejna motywacja + 8 dzień Alice's Diet.

Dziś sama herbata. Jako, że dałam sobie dodatkowy limit 150kcal zjadłam jeszcze jogurt naturalny.

Bilans:
- jogurt naturalny (180g) - 113,4kcal
Podsumowując: 113,4/150kcal

Jutro planuję głodówkę. Nie obchodzi mnie to, że jestem osłabiona. Po porannych mierzeniu totalnie się załamałam. Nie wiele schudłam. Moim największym dotychczasowym sukcesem jest -5cm w udach.

Wczoraj jednak znalazłam kolejną motywacje. W technikum, do którego się wybieram, konieczne są mundurki. Nosi się je tylko na praktykach zawodowych. Składają się z koszuli, marynarki i spódniczki. I oto kolejna motywacja. Nie chcę wyglądać jak jakaś słonica w tej spódniczce. Chcę mieć szczupłe nogi, których będą mi zazdrościć inne dziewczyny.

Dziś zamówiłam mniejszą o jeden rozmiar sukienkę. Zamierzam ją ubrać na egzaminy gimnazjalne. Do tego zamówiłam creepersy na 4,5cm platformy wliczonej w 12cm koturny. Obym nie połamała sobie na nich nóg. ;u;

Dzisiejsze ćwiczenia:
- 10 min. ćwiczeń Mel B na nogi
- 10 min. ćwiczeń Mel B na pośladki
- 150 brzuszków
- 50 pajacyków
- 20 przysiadów

Trzymajcie się chudziutko! <3


Edit.
Przypomniałam sobie, co miałam jeszcze napisać.
Obrzydza mnie własna matka. Czasami ma tak, że kilka razy dziennie idzie spać na godzinę/dwie. Przed snem - je. Budzi się - je. Przed zaśnięciem - je. Czasami nawet zasypia z kanapką w dłoni. Rozumiem, można zgłodnieć. Ale ona przesadza. Je jedno za drugim. Popołudniu, po godzinie snu zjadła cztery (nie przesadzam, dosłownie cztery) kanapki z szynką, dwa talerze zupy szpinakowej, talerz zupy pomidorowej, jakiś batonik i drożdżówkę z serem. Fuj. Ja nie umiałabym tyle w siebie wcisnąć. Wiecie, co jest najlepsze? Zaraz po zjedzeniu drożdżówki znów poszła spać. A potem narzeka na swój wygląd i wagę. Chce mi się wymiotować, jak patrzę, gdy pochłania takie ilości jedzenia. To obrzydliwe.

piątek, 11 kwietnia 2014

013) Wciąż żyję + 7 dzień Alice's Diet.

Bilans:
- dziesięć rodzynek (15g) - 42kcal
- jogurt naturalny (180g) - 113,4kcal
- cynamonowe musli z Fitelli (50g) - 213kcal
Podsumowując - 368,4/500kcal
Jeszcze trochę i byłoby ponad czterysta.


Obliczyłam dziś ile kalorii powinnam dziennie spożywać przy moim wzroście i wadze. Wyszło mi 1945kcal. Jem około 200-300kcal. Ciekawi mnie, czy to coś da.

Wczorajszą czekoladę oddałam siostrze. Potem mama przyniosła ze sklepu jeszcze jakieś lizaki i ciastka. Podzieliłam je między rodzeństwem. Zostałam dzięki temu mianowana najlepszą siostrą na świecie. *u*

Nie wiedziałam, że tak łatwo można unikać obiadu będąc cały dzień w domu. Mówię mamie, że dopiero jadłam owsiankę/grysik/inne zapychające danie i, że zjem później, a ona się zgadza i o nic nie wypytuje. Chociaż czuję, że to się niedługo skończy.

Muszę w końcu odebrać od babci swój metr krawiecki i się zmierzyć.

Po Alice's Diet zamierzam spróbować jednej z czterech diet - Galaxy Diet, Skinny Girl Diet, ABC Diet lub Giovanni's 30. Zobaczę jeszcze, która będzie mi najbardziej odpowiadać. Myślę jeszcze nad The Russian Gymnast Diet, ale obawiam się, że mogłaby być zbyt rygorystyczna (ta, bo Alice's Diet wcale taka nie jest). Ach, i chciałabym jeszcze raz podejść do diety baletnicy i spróbować The 10 day challenge. Zresztą, mam przed sobą całe życie, mogę próbować każdej możliwej diety.

Wprowadzam pierwsze wyzwanie - max. 1000 kcal do wakacji.

Postanowiłam zapisywać w poście swoje dzienne ćwiczenia.
Dzisiaj:
- 1h jazdy na rowerze
- 50 przysiadów
- 50 pajacyków
- 10 min. ćwiczeń Mel B na nogi
- 10 min. ćwiczeń Mel B na tyłek
- 150 brzuszków
- 20 minut skakania na skakance
I to by było na tyle.

Trzymajcie się chudziutko! <3


Edit.
Nalałam do kubka wody mineralnej i wycisnęłam do niej całą cytrynę. Muszę przyznać, że to nawet dobre.

czwartek, 10 kwietnia 2014

012) Dam radę + 6 dzień Alice's Diet.

Dziś limit wynosi 400kcal. Coś czuję, że i tak zjem mniej.

Wczoraj półtora godziny jeździłam na rowerze. To był błąd, strasznie bolą mnie mięśnie tyłka (wat?).

Przeglądałam z mamą w internecie sukienki. Znalazłam jakieś cztery, które mi się spodobały. Wybiorę jedną i zamówię, gdy schudnę bardziej z nóg. +100 do motywacji.

Nie mam pojęcia, o czym dziś pisać. Nie poszłam do szkoły. Wczoraj skończyły mi się rekolekcje, a dzisiaj nie miałam ochoty patrzeć na te wszystkie twarze osób z klasy. Jutro idę do Zespołu Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich na dni otwarte. Mam nadzieję, że będzie okej. Do szkoły pójdę dopiero w poniedziałek. O ile nie zachoruję. Bieganie w deszczu nie jest najlepszą decyzją w moim życiu. Boli mnie gardło.

Od rana zjadłam tylko kromkę z masłem. To staje się już rutyną.
A wczoraj wieczorem wypiłam Senes. Zaczynam podejrzewać, że to przez niego miewam bóle menstruacyjne. Piję go co dwa dni wieczorem i za każdym razem następnego dnia rano wiję się z bólu. Chyba czas poszukać jakiś innych ziół.

Bilans:

- 2 kromki pszennego chleba - 129kcal
- margaryna (jakieś 5g) - 27kcal
Podsumowując: 156/400kcal

Muszę powiedzieć, że te kilka dni niekontaktowania się z kimkolwiek dobrze mi zrobiły.

Edytuję post z każdą zjedzoną rzeczą.

Trzymajcie się chudziutko! <3



Edit.
- talerz zupy pomidorowej z ryżem - 114kcal
Podsumowując: 270/400kcal

Edit.
POMOCY, DALI MI CZEKOLADĘ BAKALIOWĄ Z MILKI, POMOCY, JEDNA KOSTKA MA 20,5 KALORII, NIE ZJEM TEGO.


Edit.
Kupiłam sobie cynamonowe musli z Fitelli (polecam bardzo, i nie polecam z Nesvity - smakuje jak papka), jogurt naturalny i paczkę rodzynek. Coś czuję, że jutro się tym napcham. c;

środa, 9 kwietnia 2014

011) Znów bezsenność + 5 dzień Alice's Diet.

Kolejna nieprzespana noc. Co się ze mną dzieje?

Wika, spytałaś, dlaczego nie przejdę na SGD. Powody są różne. Boję się tego, że mając dzienny limit ok. 700 kalorii mogłabym go przekroczyć. Podczas Alice's Diet wiem, że muszę uważać na to, co jem, bo nie zawsze jestem pewna ilości kalorii zawartych w owym produkcie. Jeśli przeszłabym na SGD zaczęłoby się myślenie "to nie może mieć więcej niż 300kcal, możesz to zjeść", "do tej pory wykorzystałaś tylko tyle-a-tyle  dziennego limitu, zjedz coś jeszcze, co z tego, że jest środek nocy". Nie dałabym rady się opanować. Dziennie łapię się na tym, że myślę, co mogłabym zjeść, gdyby nie dieta. Pamiętam, jak robiłam sobie kilkudniowe głodówki. Za każdym razem, gdy już coś zjadłam, jadłam jeszcze więcej mówiąc sobie, że to już ostatni raz, że jutro zacznę od początku, że jutro będzie lepiej. W końcu się opanowałam. Przestałam się oszukiwać. Nie będzie żadnego lepszego jutra, jeśli nie przestanę się okłamywać.]

Co do wfu - muszę nosić ten zeszyt, bo później to, ile razy ćwiczyłam w drugim semestrze będzie decydować o zaliczeniu pierwszego semestru na dwójkę. Ogólnie ta wuefistka jest przyjebana, że się tak brzydko wyrażę. W drugiej klasie również miałam pałę na semestr, chociaż ćwiczyłam o wiele więcej i nie uciekałam z tych zajęć. Wiecie, co napisała mi w tym pieprzonym wyjaśnieniu oceny niedostatecznej? Że nie mam kondycji, jestem poniżej normy, jeśli chodzi o sprawność fizyczną i ogólnie takie bzdety. Do cholery, nie byłam supermega wysportowana, ale nie byłam też ostatnią łamagą! Wszystko robiłam na równi z normą. Brzuszki, biegi, fikołki (tak, robiliśmy fikołki na ocenę, żałosne), byłam najlepsza z tych jebanych skłonów (do kostek, do czubków trampek, palcami do podłogi, rozstrzepionymi palcami do podłogi, całymi dłońmi do podłogi, głowa do kolan), a ona odpieprzyła takie coś! Nie ma co, babka jest mściwa. W pierwszej klasie wyzwała nas od lafirynd, a potem opieprzyła, bo poskarżyłyśmy się wychowawczyni. Ale wychowawczyni to ciota, nic w związku z tym nie zrobiła. Dlatego teraz wuefista, która - tak na marginesie - ledwo przechodzi przez drzwi, bo jest gruba i jednocześnie niska., przy niej znikają moje wagowe kompleksy - mści się na nas. Zwłaszcza na mnie. Ostatnio mieliśmy dwa wuefy, i poszliśmy na pobliski torkat. Było cholernie gorąco. Wiecie co zrobiła? Kazała nam przez te dwie godziny grać na zmianę w siatkówkę i w koszykówkę. Jak zaczęłyśmy się buntować, bo każdej z nas się chciało pić, powiedziała, że mamy grać i nie zawracać jej głowy, a przegrana drużyna dostaje pały. Ona jest totalnie nienormalna!

Dobra, wróćmy do teraźniejszości.
Od rana zjadłam tylko kromkę z masłem i wypiłam mnóstwo herbaty. Wczoraj odpuściłam sobie picie Senesu.

Bilans:

- 2 kromki pszennego chleba - 129kcal
- margaryna (jakieś 5g) - 27kcal
Podsumowując: 156/300kcal

Może jeszcze zjem płatki kukurydziane. Ale to jeszcze stoi pod znakiem zapytania.
Być może jutro mierzenie.

Trzymajcie się chudziutko. <3

nogi Krystal, chciałabym ;u;

wtorek, 8 kwietnia 2014

010) Bardziej rozsądnie + 4 dzień Alice's Diet.

Najpierw bilans:
- 2 kromki pszennego chleba - 129kcal
- margaryna (jakieś 5g) - 27kcal
Podsumowując: 156/200kcal

Postanowiłam nie rezygnować. Nie bez powodu wybrałam aż tak niskokaloryczną dietę, by rzucić ją po trzech dniach. Mam swój cel i chcę go osiągnąć jak najszybciej. Dlatego też stwierdziłam, że bardziej rozsądniej będzie w dni "herbaciane" zrobić limit 150kcal. Wtedy omdlenie się nie powtórzy, a ja zapcham się płatkami kukurydzianymi (1 szklanka płatków - 112kcal). To najlepsze rozwiązanie.
Mimo wszystko zaczynam dostrzegać lekkie zmiany w moim wyglądzie. Kości biodrowe niegdyś zakryte tłuszczem zaczęły być w końcu widoczne. To dało mi motywacje do dalszego działania.

Zdałam sobie sprawę z tego, że strasznie szybko się męczę. Po dzisiejszym odprowadzeniu brata do przedszkola myślałam, że umrę. Nogi miałam jak z waty, a serce biło mi w niesamowicie szybkim tempie. Jakby tego było mało koleżanka napisała mi, że w czwartek lub piątek biegamy na wfie na wytrzymałość. Jak tak dalej pójdzie, to obleję ten cały bieg. Właśnie, nie pochwaliłam się! Wiecie, że mam jedynkę z wfu na pierwszy semestr? Okropność. Tylko dlatego, że miałam strasznie niską frekwencję na tym przedmiocie (byłam na nim tylko 4 razy w ciągu całego semestru). Nie chodziłam na wf, bo nie mogłam znieść tych wszystkich szczupłych dziewczyn narzekających na swój wygląd. Najchętniej wymordowałabym je gołymi rękoma. Cóż, teraz muszę nosić na wf zeszyt, w którym nauczycielka pisze mi, czy ćwiczyłam, czy nie. Wuefistka jest strasznie upierdliwa. Raz okropnie bolał mnie ząb, spytałam, czy mogę iść do higienistki po tabletkę. Powiedziała, że po lekcji. Całe zajęcia nie umiałam wytrzymać, nic mi totalnie nie wychodziło. Wiecie co mi napisała w tym pieprzonym zeszycie? "Uczennica starała się ćwiczyć, ale jej to jakoś nie wyszło". Pieprzona wuefistka. Niech się smaży w piekle.

Załamałam się. Obejrzałam wczoraj All The K-pop - Entertainment Academy 1-2 i opadła mi szczęka. Te dziewczyny ważą 45-47kg. Są ode mnie starsze o dobre kilka lat, a ważą kilkanaście kilogramów mniej! Chciałabym tak.

Do końca dnia nic nie jem, zostanę na samej herbacie i może wieczorem wypiję Senes.
Trzymajcie się chudziutko! :*


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

009) Zawaliłam! + 3 dzień Alice's Diet.

Stało się. Mój organizm nie wytrzymał. Zemdlałam. Zemdlałam podczas mycia podłóg. Rano zaprowadziłam brata do przedszkola i zaczęłam wszystko obsesyjnie sprzątać. Nie jadłam nic od wczorajszego drugiego dania (ok. czternastej). Mama cholernie się przestraszyła. Chciała wezwać karetkę. Siostry powiedziały jej, że to może z osłabienia, bo strasznie źle się czułam. Od razu ogarnęła, że się odchudzam. Wcisnęła we mnie kromkę z szynką - zwymiotowałam, kawałek ciasta - zwymiotowałam, cokolwiek kazała mi jeść, zaraz lądowało to w muszli klozetowej. W końcu kazała mi zjeść krokieta. Odmówiłam. Nakarmiła mnie nim. Nie udało mi się nawet spowodować wymiotów. Później zrobiła mi ogromną bułkę z serem, szynką, kapustą, pomidorem i ogórkiem. Nie wiem, jakim cudem mój żołądek to pomieścił. Teraz korzystam z tego, że rodzice wyszli do koleżanki i parzę sobie Senes. Zrobiłam już 150 brzuszków i wciąż czuję w brzuchu tą okropną bułkę. Pomocy, czuję, jak w moich udach odkłada się jedzenie. Chyba zaczynam świrować.
Tak więc dzisiaj nie zjem już nic, wypiję tylko ten Senes i mnóstwo herbaty.

Jestem w strasznie złym humorze. Drę się o byle co.

A jak Wam dziś poszło? Mam nadzieję, że lepiej, niż mi.
Trzymajcie się chudziutko, kruszynki! :*



niedziela, 6 kwietnia 2014

008) Jest źle + 2 dzień Alice's Diet.

Wstałam jakoś po szóstej i od razu dopadły mnie bóle menstruacyjne. Później zebrało mi się na wymioty i nie umiałam się podnieść z łóżka. Przewracałam się z boku na bok płacząc z bólu. Bóle przeszły dopiero kwadrans temu. Mdłości dopadają mnie co chwile. Z obawy przed zemdleniem wypiłam szklankę mleka 1,5%. Pomogło. Ale wciąż jestem blada jak kartka papieru. Strasznie boję się, że zemdleję, albo zwymiotuję. Wtedy mama kazałaby mi iść do lekarza. Będę musiała stanąć na wadze. Za wszelką cenę nie mogę do tego dopuścić.
Od jutra mam rekolekcje. Nie mam pojęcia, jak uniknę obiadu w domu. Będę musiała coś wymyślić. Wczoraj się udało. Kupiłam dętkę i do wieczora szukałam w piwnicy pompki. Nie znalazłam. Wieczorem wypiłam Senes. Muszę go gdzieś schować, mama nic o nim nie wie. Muszę przyznać, że w smaku jest lepszy niż gorzka herbata.

Dzisiejszy bilans:
- 250 ml mleka 1,5% - 112 kcal
Podsumowując: 112/250kcal

Moją nową thinspiracją została Margaret.

Trzymajcie się chudziutko! :*

Z obiadu zjadłam tylko 100g ziemniaków, rosołu nawet nie tknęłam, a mięso skomentowałam tym, że nie będę jadła czegoś, co kiedyś żyło. Podziałało.
Bóle ustały. Miesiączki jednak nie dostałam. Zaczynam martwić się o swój organizm.
Dziś nie wypiję Senesu, czuję, że nie jest mi dziś potrzebny.
Bilans:
- 100g gotowanych ziemniaków - 90 kcal
Podsumowując: 202/250kcal - dzień zaliczony.

sobota, 5 kwietnia 2014

007) Bezsenność + 1 dzień Alice's Diet.

Spałam dziś jedynie dwie godziny. Jestem przemęczona i głodna. Korzystam z tego, że rodzice gdzieś wyszli i piszę tego posta. Dziś rozpoczynam pierwszy dzień Alice's Diet. Już nawet wymyśliłam, jak wymknąć się z obiadu: pójdę do piwnicy po rower, przyniosę go do mieszkania, odkręcę koło, zdejmę dętkę i pójdę kupić nową. Tak, to dobry plan.
Dodatkowo znalazłam kilkanaście suplementów diety wspomagających odchudzanie dostępnych na terenie mojego miasta. Zamierzam kupić jeden z nich i stosować przez jakiś czas. Oczywiście z umiarem.
To na razie wszystko. Dziś dzień na samej gorzkiej herbacie. Ach, zapomniałabym! Kupiłam cynamon, cytrynę, płatki owsiane i mleko. Zamierzam wprowadzić do tej diety Lemon Detox, a po niej spróbować diety owsiankowej.

Jeszcze jedno - edytuję posty wraz z każdą kolejną zjedzoną rzeczą. Prawdopodobnie napiszę tu wieczorem jak wyszedł mi pierwszy dzień.

Trzymajcie się chudziutko! :*



EDIT (11:20):

Byłam z siostrą na mieście. Co chwile widziałam piekarnie. Wchodziłam do każdej i kupowałam różne ciasta, drożdżówki, itp. Po wyjściu dawałam je siostrze. Działało. Kupowałam, ona zjadała, a ja czułam się pełna. Jak zachciało nam się pić kupiłam jej tymbarka, a sobie dwie wody mineralne - jedną gazowaną, a drugą niegazowaną. Do tego zakupiłam w aptece Senes. Najchętniej już bym go wzięła, ale poczekam do wieczora.
Teraz piję zimną niegazowaną wodę i czuję się najedzona.

piątek, 4 kwietnia 2014

006) Pieprzyć uczucia.

Dziś przekonałam się, że robienie czegokolwiek z udziałem innych osób przynosi mnóstwo myśli. Nie potrafię ich przerwać. Wciąż myślę, i myślę, i myślę. Nic nie pomaga. To okropne. Jednocześnie przypomniałam sobie stwierdzenie "Powiesz raz dziewczynie, że jest gruba - będzie się głodzić do końca życia". Zdałam sobie sprawę z tego, że to cholerna prawda. Odkąd pierwszy raz usłyszałam, że jestem gruba, zaczęłam się ograniczać i bezustannie szukać diety odpowiedniej dla mnie.
Właśnie! Zamierzam od jutra przejść na Alice's diet. Wydaje mi się najbardziej odpowiednia, maksymalna ilość kalorii w diecie to 500 - wręcz idealnie! Do tego zawiera herbatę, więc będzie dobrze. Musi być.

Nabrała mnie ochota na kaszę manną na mleku. Jednak sprawdziłam w internecie i BUM! 250ml kaszy manny na mleku (prawdopodobnie 3,2%) ma aż 167,5kcal! Nie mam pojęcia, czy jeść ją, czy nie. Rano miałam ten sam dylemat. Duża pszenna bułka = 274kcal. Zjeść, czy nie zjeść? W końcu odłożyłam ją i wypiłam szklankę gorzkiej herbaty. Wciąż zastanawiam się nad tym, czy zrobić ten grysik. Nigdzie nie umiem znaleźć informacji ile kalorii ma grysik na mleku 1,5%...

Właśnie, nie napisałam o moim nowym nabytku - książce "Dania z owocami". Są w niej przepisy na niskokaloryczne, pyszne dania z owocami. Zamierzam niedługo zrobić jabłka cynamonowe (1 porcja - 120kcal), albo jabłka w karmelu z sezamem (1 porcja - 170kcal). Na prawdę nie sądziłam, że można zrobić tak niskokaloryczne posiłki!

Nie muszę pisać bilansu, nic dziś nie zjadłam, jestem na samej gorzkiej herbacie.

Poniżej opis Alice's diet.
Trzymajcie się chudziutko! :*


czwartek, 3 kwietnia 2014

005) Okropność.

Nie zdążyłam opublikować wczorajszego posta, więc dodaję go wraz z dzisiejszym.

2.04.2014r.
Od rana mam wspaniały humor! Spowodowały go komentarze moich sióstr. Jak zwykle rano stałam w bieliźnie przed lustrem i użalałam się nad sobą. Wtedy wstały one i po przyjrzeniu się zaczęły mnie komentować - "zobacz, Twój brzuch jest bardziej płaski!", "schudłaś z ud, spójrz!". "jeszcze trochę i nogi nie będą Ci się łączyć!". To było cholernie miłe. Dzięki nim również zauważyłam, że straciłam jakiś centymetr w udach. Nie zgodziłam się tylko w kwestii brzucha - zawsze rano jest bardziej płaski niż wczorajszego wieczora. Mimo to pałam niesamowitym optymizmem. Mniej zachwyca mnie dzisiejszy bilans. Wypiłam dzisiaj mnóstwo gorzkiej herbaty i 250ml mleka 1,5%. To daje 112kcal. Za dużo. Chciałabym, żeby moje bilanse nie wykraczały poza 100kcal. Ale wtedy musiałabym albo pić tego mleka mniej, albo w ogóle je odstawić. To tyle z użalania się nad sobą.
Bilans:
- 250ml mleka 1,5% - 112kcal
Podsumowując: 112kcal

Dzisiaj przesadziłam. Poszłam na ten cholerny szkolny obiad. Zjadłam cholerne 100g gotowanej czerwonej kapusty. Zjadłam okropne 200g ziemniaków. Wypiłam 250ml kompotu, który ma nie-wiadomo-ile kalorii (nie umiem nigdzie znaleźć ile ma przeciętny kompot, a tym bardziej nie wiem z czego on jest, wiem tylko, że jest różowy). I rano zjadłam małe słodkie cholerne jabłko. Jestem ohydna, gruba i wiecznie nienażarta. Mam ochotę zjeść cały garnek pomidorowej z ryżem, którą mama zostawiła na kuchence. Mam ochotę zrobić sobie kaszę mannę z 125 ml mleka i dosypać do tego płatki kukurydziane. Mam ochotę zjeść na sucho całą granulowaną malinową herbatę. Najchętniej pochłonęłabym jakąś czekoladę. Najlepiej trzy czekolady. Staram się kontrolować. Mówię sobie, że później znów będę płakać z powodu wyglądu. Że będę jeszcze bardziej tłusta, aż w końcu nie zmieszczę się w drzwiach i będzie trzeba jakoś je przebudować, żebym mogła dostać się do mieszkania i znów pochłonąć całą zawartość lodówki. Mówię STOP. Za karę po pisaniu tego posta zrobię ćwiczenia Mel B na nogi i na pośladki. A wieczorem 300 brzuszków, godzina na skakance i tyle przysiadów, ile tylko będę umiała zrobić. Tak, to dobry plan.
Proszę Was, kochane, nie poddawajcie się! Wspólnie mówmy stanowcze NIE jedzeniu, wspólnie każmy się za każdą nadprogramową kalorię, wspólnie dążmy do perfekcji. Już nigdy nie będziemy gorsze, grubsze. Będziemy chudziutkie, piękne, po prostu idealne w każdym calu.

Bilans:
- 200g gotowanych ziemniaków - 160kcal
- 100g gotowanej kapusty czerwonej - 23kcal
- 250ml niezidentyfikowanego kompotu (załóżmy, że jest to zwykły wieloowocowy kompot) - 181kcal
Podsumowując: 364kcal (!)

Proszę Cię, Shannon, ty obżarta świnio, nie jedz tyle.

A jak Wam idzie?
Trzymajcie się chudziutko! <3


wtorek, 1 kwietnia 2014

004) Przecież potrafisz!

Ustaliłam, że za wszelką cenę muszę schudnąć do egzaminów gimnazjalnych. Jeśli mi się uda, to pójdę na nie w sukience.
Dziś na szkolnym obiedzie była zupa grysikowa i krokiety z mięsem. Zupę oddałam, a z dwóch krokietów zjadłam tylko pół jednego. To jakieś 81 kcal, więc jest dobrze. Ogólnie zaczęłam znów odczuwać głód i to daje mi satysfakcje.
Całą noc nie spałam i uczyłam się na geografię. Przyszłam do szkoły, przeszczęśliwa, że w końcu będę to miała za sobą, a tu się okazuje, że nie ma nauczycielki! Popłakałam się. Poświęciłam tej cholernej geografii całą noc, a baba po prostu nie przyszła!
W sumie, to dziś dość krótko, bo mama ciągle wchodzi do pokoju i patrzy, co robię.

Dzisiejszy bilans:
- 500 ml gorzkiej herbaty - 0kcal
- pół  krokieta z mięsem - 81kcal
Podsumowując: 81kcal

Trzymajcie się chudziutko! :*


poniedziałek, 31 marca 2014

003) Nie chcę.


Od rana wszystko mnie drażni:
• zielona herbata, bo nie wyczuwam różnicy między nią, a czarną herbatą,
• mięśnie brzucha, bo zrobiłam 100 brzuszków i nawet mnie nie zabolały, choć powinny (ostatni raz robiłam brzuszki ok. dwóch tygodni temu),
• mój układ rozrodczy (?), bo ostatni raz miesiączkowałam w grudniu (już raz miałam tak długą przerwę rok temu, trwała od czerwca do października) i boję się, że będę musiała iść do ginekologa (panicznie się boję tego lekarza),
• rodzice, bo nie przekonały ich moje argumenty, że jeśli pójdę dziś do szkoły, to nie dam rady nauczyć się na geografię (jutro zaliczam cały semestr, a w poniedziałki mam lekcje od 7:10 do 16:15 - okropność),
• stołówka szkolna, bo podają tam same bomby kaloryczne,
• nauczycielka fizyki, bo nie dość, że co poniedziałek mam z nią dwie lekcje, to cały czas się na nas wydziera jak pterodaktyl i potrafi za poprawienie jej (np. gdy źle wymówi jakieś słowo) iść z uczniem do dyrektorki, bo to obraza nauczyciela,
• koleżanka z klasy, ta o której pisałam wczoraj. Ona totalnie nie potrafi przeprowadzić diety. Wieczorem nawpierdalała się Nutelli, następnego dnia zażądziła kolejne podejście do diety baletnicy, wieczorem zasłabła, a dziś nie przyszła do szkoły, bo boi się o to, że zemdleje. Do tego napisała mi ok. ósmej, że zjadła od rana sześć serków wiejskich i paczkę chipsów i wciąż boi się, że zasłabnie. Proszę Was, to są jakieś kpiny.
• fakt, że do egzaminu musimy znać same nudnowate lektury o wojnie, a Małego Księcia nie. Od pierwszej klasy gimnazjum czekałam na moment przerabiania tej książki, aż tu się dowiaduję, że przerobimy ją w maju, i że nie jest potrzebna do tego zasranego egzaminu.
• to, że mój organizm nie upomina się o jedzenie. Byłam przygotowana na walkę z samą sobą, a nie muszę się zbytnio wysilać.
• zjadłam dziś pomarańczę (105kcal), prince polo (280kcal) i wypiłam trzy kubki zielonej herbaty. Mam zamiar dodać do tego jeszcze 250 ml mleka 1,5% (112kcal). Czyli dzisiejszy bilans to 497kcal. Aż tak bardzo się tym nie przejmuję. W poniedziałki zwykle jem więcej niż zwykle. Jutro bilans powinien spaść do 200/300kcal.

Cóż, tego dnia nie mogę zaliczyć do nieudanych dzięki kilku faktom:
• mama zgodziła się na kupno wagi łazienkowej oraz obiecała, że kupi mi płatki oraz otręby owsiane (owsianko, przybywam!),
• najcudowniejsza osoba jaką znam czytała mi na przerwie Małego Księcia,
• uwielbiam pomarańcze,
• w sobotę wybieram się na zlot,
• jutro zdam geografię.

Właśnie, chciałabym poruszyć pewnien temat. Jakie macie uprzedzenia do ludzi? Chodzi mi o taką niechęć, odrazę. We mnie osobiście niechęć budzą cyganie, żydzi, dresi, osoby zbyt pewne siebie, plastiki i osoby nietolerancyjne. A jak jest z Wami? Też dyskryminujecie cyganów, jak ja, czy może większą odrazę wbudzają w Was np. osoby homoseksualne? Bardzo mnie to ciekawi.

Jeszcze raz przypomnę dzisiejszy bilans:
- pomarańcza - 105kcal
- prince polo - 280kcal
- 250 ml mleka 1,5% - 112kcal
Razem: 497kcal

Czeka mnie dzisiaj kolejny wypad do babci, ale zamierzam jak najgrzeczniej odmówić jedzenia. Ewentualnie schowam do kieszeni, albo dam siostrom.

Trzymajcie się chudo, kruszynki! :*



edit.
Zapomniałam dodać, że zamierzam podjąć dziesięciodniowe wyzwanie (obrazek niżej). Czy któraś z Was ma je już za sobą?

niedziela, 30 marca 2014

002) Dowody zbrodni.

Od samego rana jestem na każde zawołanie. Wyjdź z psem, zrób makaron, idź po bułkę tartą, napisz mi smsa, posprzątaj mi blaty, robię totalnie wszystko, o co mnie proszą. Jednak moje wysiłki na nic się nie zdały i znów musiałam jeść rosół z rodzicami. Nałożyłam sobie najmniejszą porcję domowego makaronu i nalałam 150ml rosołu (tak, odmierzałam to). Czuję się okropnie pełna. Prócz pierwszego dania jadłam dzisiaj tylko jabłko pokrojone na plasterki, nic więcej. Zamierzam wypić jeszcze kilka szklanek gorzkiej herbaty, aby uniknąć drugiego dania - kalafiora, ziemniaków i przesiąkniętej tłustymi kaloriami pieczeni. Nie rozumiem, jak można dziennie jeść mięso. Jeżeli zmuszą mnie do zjedzenia drugiego dania, to oddam mięso ojczymowi, albo odłożę "na później". Te "na później" oczywiście nigdy nie nastąpi.

Dotychczasowy bilans:
• jabłko - 38 kcal
• porcja domowego makaronu - 130 kcal
• 150 ml rosołu - 49 kcal
Razem: 217 kcal

Ostatnio spotkałam się z sytuacją śmiechu wartą. Moja koleżanka z klasy powiedziała, że ma dietę. Zdziwiłam się, bo jest chudziutka. Chciałabym mieć tak szczupłe nogi, jak ona. Spytałam jaką. Odpowiedziała, że przez pierwsze dwa dni pije tylko wodę, przez kolejne dwa dni (zaczęła wszystko wymieniać) i całość trwa dziesięć dni. Od razu ogarnęłam, że chodzi o dietę baletnicy. Do było trochę dziwne - wie, jaką ma dietę, ale nie zna jej nazwy. Spytałam, na jakim jest etapie. Powiedziała, że to już drugi dzień. Później rozmawiałyśmy o głodówce, diecie Dukana i efekcie jo-jo. Następnego dnia spytałam, czy idzie na obiad (formalnie obie jemy szkolne obiady). Odpowiedziała, że tak. I tu oto moje wielkie zdziwienie, bo dzień wcześniej zapewniała mnie, że wytrwa i po dziesięciu dniach będzie już super zgrabna i w ogóle. Nie powiedziałam jej, co o tym myślę. Kilka dni później, wieczorem napisałam na moim prywatnym asku fakty o niej i wspomniałam o tym, że rzuciła dietę baletnicy po dwóch dniach. Zaprzeczyła i powiedziała, że znów ją podjęła i jest na etapie końca pierwszego dnia. Dobra, nie mam pytań, ja też wiele razy podchodzę to tej diety. W każdym bądź razie szłam przedwczoraj do sklepu i widziałam ją. Stała z jakąś dziewczyną i rozmawiały. A co miała w dłoni? Najbardziej kaloryczne chipsy na świecie. Stała i najadała się nimi. Jestem pewna, że będzie miała efekt jo-jo. A najbardziej żałosne jest to, że na wtorkowym wfie znów będzie narzekała na swoją sylwetkę. Denerwują mnie takie osoby.

Muszę kończyć, trzymajcie się chudo! :*


edit:
Z drugiego dania zjadłam tylko kalafior - 23 kcal
Podsumowując: 240 kcal

sobota, 29 marca 2014

001) Słowami wstępu.

Cześć.

Jestem Shannon. To nie jest moje pierwsze odchudzanie i zapewne też nie ostatnie. Mierzę 162 cm i ważę coś ok. 63kg (nie mam w domu wagi, stąd niepewność). Moim celem nie jest konkretna waga, tylko szczupłe uda, łydki i brzuch. Dotychczas stosowałam dietę baletnicy, dietę RSGD, dietę 300kcal i głodówkę. Niestety wszystko kończyło się klęską. Wytrzymywałam kilka dni i znów zaczynałam normalnie jeść (czyt. wpierdalałam ile wlezie). Teraz zamierzam powrócić do głodówki, a już niedługo wprowadzić dietę owsiankową (moja mama wciąż nie rozumie dlaczego chcę jeść "coś, co wygląda, jakby ktoś już wcześniej to przeżuł"). Głównymi powodami moich niepowodzeń jest moja nie dość silna wola, ciągła chęć jedzenia, częste wizyty u babci ("-Jesteś głodna? -Nie, babciu. -To zrobię ci kromkę. -Ale ja naprawdę nie jestem głodna. -Ale zjesz.") oraz rodzice. Kilkakrotnie mama zauważyła, jak chowam, a potem wyrzucam jedzenie. Pewnej niedzieli przelałam rosół do słoika i schowałam za biurko z myślą, że podczas wieczornego wyjścia z psem go wyrzucę. Niestety ona znalazła go dwie godziny później i kazała mi zjeść. Skończyło się na tym, że dolała mi go jeszcze więcej i od tego czasu jem obiad wraz z rodzicami. Mam również młodsze rodzeństwo: dwie siostry i brata. Często podczas moich napadów głodu robię sobie np. kromkę z dżemem i daję ją jednej z sióstr. Niekiedy oddaję im także mięso i ziemniaki z drugiego dania, gdy rodzice wychodzą wynieść swoje puste talerze. Tak więc w weekendy w miarę możliwości  wychodzę z domu przed obiadem.
Pewnego wieczoru ostro pokłóciłam się z mamą. Już wcześniej się to zdarzało przez moją niechęć do jedzenia, ale tym razem było jeszcze gorzej. Powiedziała mi, że ma mnie już dość. Że przeze mnie nie mogła się dalej uczyć (urodziła mnie, gdy miała 17lat, co przekreśliło dalszą naukę), że straciła przeze mnie swoją figurę (jak dla mnie zawsze była tłusta i ciąża tego nie zmieniła) i że tak naprawdę jestem grubą świnią. Zamurowało mnie. Dokładnie powiedziała "Nie chciałam ci tego mówić, ale dieta niczego nie zmieni. Jesteś grubą świnią i nigdy nie schudniesz". Rozpłakałam się jeszcze bardziej i nie odzywałam do niej przez kolejne kilka dni. Teraz jesteśmy "pogodzone". Jednak nigdy nie zapomnę jej słów. Pisząc to teraz mam ochotę się rozpłakać. Zawsze mi mówiła, że jestem zgrabna i nie muszę się odchudzać. Teraz nie mówi nic na temat mojego wyglądu. W końcu powiedziała mi to, co przez dłuższy czas ukrywała i wie, że nic już tego nie odwróci.

Ale wróćmy do mnie.

Dzisiejszy bilans:
• pół małej truskawki - ok. 1,5kcal

Czeka mnie jeszcze obiad, czyli okropne naładowane kaloriami spaghetti z dużą ilością mięsa i cebuli. Nienawidzę cebuli. Postaram się zjeść jak najmniejszą porcję. Jeśli jednak każą mi zjeść całe, będzie jakieś 600kcal. Fuj.

Wieczorem postaram się zedytować tego posta i napisać ile udało mi się (nie)zjeść.

Trzymajcie się chudo! :*



edit:
Zjadłam jedynie makaron ze spaghetti (200kcal) i wypiłam szklankę gorzkiej herbaty.
Podsumowując: 201,5kcal.